Podróż 1 - Dookoła świata Peru
Śladami Inków
Całą drogę z Cobanaconde nad kanionem Colca śpimy jak zabici i budzimy się dopiero w Arequipie – drugim po Limie największym mieście Peru (1 mln mieszkańców). Arequipa położona jest u podnóża trzech wulkanów: Picchu Picchu (5664 m n.p.m., nieaktywny od 6 milionów lat), Chachani (5057 m n.p.m., drzemiący od kilkudziesięciu tysięcy lat) i El Misti (5822 m n.p.m., ostatnia erupcja w 1985 roku). Ale w południowym Peru wulkanów jest znacznie więcej – ten obszar nazywany jest centralną strefą wulkaniczną (CVZ) i należy do andyjskiego pasa wulkanicznego.
Zostawiamy bagaże w przechowalni na dworcu i kupujemy bilety na nocny autobus do Cuzco. Mamy więc w Arequipie do zagospodarowania cały dzień. Zaczynamy od darmowej wycieczki pieszej z przewodnikiem po mieście – korzystaliśmy z takiej formy zwiedzania już wiele razy i bardzo ją lubimy. W wielu miastach na świecie można znaleźć takie wycieczki pod nazwą free walking tour. Prowadzą je mieszkańcy i miłośnicy swoich miast, a ich wynagrodzeniem są jedynie napiwki, co gwarantuje bardzo wysoką jakość.
Po zakończeniu oprowadzania idziemy jeszcze do muzeum Juanity – inkaskiej mumii, podobnej do dzieci z Llullaillaco. Juanita urodziła się około 1450 roku w bogatej rodzinie z Cuzco i w wieku około 12-15 lat została złożona w ofierze bogom na szycie wulkanu Ampato. Przypuszcza się, że miało to związek z licznymi erupcjami okolicznych wulkanów w kilku wcześniejszych latach, które spowodowały kilkuletnią suszę w regionie. Przez złożenie Juanity w ofierze Inkowie chcieli udobruchać bogów, aby ci zatrzymali wybuchy wulkanów i sprowadzili deszcz. Jej ciało zostało pozostawione na wysokości 6300 m n.p.m., więc dzięki niskiej temperaturze zamarzło i zachowało się do naszych czasów, łącznie ze skórą, włosami, organami wewnętrznymi, krwią i zawartością żołądka.
Trafiamy też targ. Na każdym stoisku sprzedaje się coś ciekawego, ale naszą uwagę przykuwa lada z tabliczką „jugo de rana” – w dosłownym tłumaczeniu „sok z żaby”.
– Pewnie po prostu napój jest zielony i dlatego go tak nazwali – zastanawia się Hania.
– No, albo jest taki niedobry – dodaję. – To co, próbujemy?
Przygotowanie soku odbywa się na naszych oczach i wprawia nas w osłupienie. Sprzedawczyni wyciąga spod lady pudełko z żywymi żabami, chwyta jedną za tylne łapy i energicznie uderza żabą w kant lady. Żaba nie przestaje się ruszać, więc kobieta ponawia uderzenie, tym razem skutecznie. Taka ogłuszona, a może już martwa, żaba trafia na minutę na patelnię. Gdy puszcza trochę soku, sprzedawczyni przerzuca całą zawartość patelni (żabę i to, co z niej wyciekło) do blendera. Dodaje trochę wody, jakieś przyprawy, odrobinę miodu i blenduje. Następnie przelewa do szklanki i z uśmiechem nam podaje.
– Muy bueno para la potencia! – krzyczy, gdy widzi, jak się krzywię. – Bardzo dobre na potencję!
Napój jest obrzydliwy i mimo jego cudownych właściwości, dajemy radę wypić tylko po kilka łyków. Sprzedawczyni ma z nas niezły ubaw, gdy smucąc się losem żaby, która straciła przez nas życie, oddajemy szklankę z niedopitym sokiem.
Wrażenie robi na nas też liczba gatunków ziemniaków, które można kupić na targu. Ale nic dziwnego – pierwsze na świecie uprawy ziemniaka pojawiły się prawie 10 tysięcy lat temu właśnie w tych okolicach. Dla porównania w Polsce, która wielu kojarzy się z ziemniakami, zaczęliśmy uprawiać to sprowadzone z Peru warzywo zaledwie 250 lat temu.
Arequipa to bardzo ładne miasto z kolonialną architekturą. Nazywane jest La Ciudad Blanca (Białe Miasto) dzięki swoim zabudowaniom z białej wulkanicznej skały. Przechodząc przez dziedziniec jednego z kolonialnych domów, w narożniku widzimy wielki dzban. Dawniej, gdy gospodarz organizował przyjęcie, napełniał dzban chichą (domowym piwem z kukurydzy), a gdy wszyscy goście się już zjawili, zamykał drzwi na klucz i wrzucał go do dzbana. Nikt nie mógł więc opuścić imprezy dopóki dzban z alkoholem nie został opróżniony.
Gdy nadchodzi wieczór, wracamy na dworzec, odbieramy bagaże i rozpoczynamy podróż do Machu Picchu. Najpierw nocny autobus do Cuzco, gdzie spędzamy resztę dnia i noc. Kolejnego ranka ruszamy do miejscowości Aguas Calientes, leżącej u stóp Machu Picchu. Do Aguas Calientes można, co prawda, dojechać pociągiem z Cuzco, ale bilety są drogie. Połączenia drogowego natomiast nie ma. Żeby trochę oszczędzić, jedziemy więc autobusem do ostatniego miejsca, gdzie dochodzi droga, czyli do Hidroelectrica Machu Picchu (Elektrowni Wodnej Machu Picchu). Z elektrowni do Aguas Calientes idziemy piechotą wzdłuż torów przez dżunglę, co zajmuje nam 2 godziny. W Aguas Calientes rozbijamy namiot na polu namiotowym (to tutaj jedyny możliwy nocleg w przystępnej cenie) i idziemy obejrzeć miejscowość. Ta nie jest zbyt urokliwa, a wszystko jest bardzo drogie, więc kupujemy tylko bilety do Machu Picchu i wracamy na camping. Data na biletach jest na za ponad miesiąc, ale mamy się tym nie przejmować, bo przy wejściu nikt na to nie patrzy. A to dlatego, że zgodnie z wytycznym UNESCO, system pozwala sprzedać na dany dzień tylko 2500 biletów. Oczywiście chętnych jest więcej, więc Peruwiańczycy obchodzą ograniczenia, sprzedając po prostu bilety na dalsze dni.
Do Machu Picchu wychodzimy o 4:00. Przed nami 2-godzinne podejście do bram obiektu, które otwierane są o 6:00, a my chcemy być na miejscu zanim zrobi się tłoczno.
O 6:05 jesteśmy w środku i nie żałujemy wczesnej pobudki. Puste Machu Picchu jest magiczne, a wschodzące słońce potęguje nasze oczarowanie. Zaglądamy we wszystkie zakątki i podziwiamy widoki.
Koło 9:00 zaczyna robić się ciasno. Pojawiają się też zorganizowane grupy z przewodnikami. My nie zapisaliśmy się do żadnej, ale mamy na to swój plan. Zatrzymujemy się przy kilku takich grupach i przez chwilę podsłuchujemy. W końcu trafiamy na przewodnika, który opowiada naprawdę ciekawie.
– Bardzo interesująco pan mówi – zagadujemy, a przewodnik rumieni się. – Może moglibyśmy dołączyć do grupy?
– Oczywiście! – odpowiada z uśmiechem.
Wtapiamy się więc w grupę, a pod koniec trasy dziękujemy przewodnikowi i wręczamy mu napiwek. Nie dość, że oprowadzanie wyniosło nas ułamek ceny, a pieniądze trafiły bezpośrednio do przewodnika, to mogliśmy wybrać takiego, który bardzo ciekawie opowiada.
Jeszcze niedawno zdania na ten temat były podzielone, ale dziś już wiadomo, że Machu Picchu zostało zbudowane jako rezydencja inkaskich królów. Powstało między 1420 a 1450 rokiem i było zamieszkane zaledwie przez 100 lat. Około 1532 roku Machu Picchu zostało opuszczone, co pokrywa się z postępującym podbojem Imperium Inków przez hiszpańskich konkwistadorów. Nie jest jednak jasne, dlaczego miasto zostało opuszczona – być może Inkowie uznali, że nie jest już bezpieczne, a być może powodem były choroby przywleczone do Ameryki przez konkwistadorów (ospa i odra wybiły 90% rdzennych mieszkańców kontynentu). Samo Machu Picchu nie zostało nigdy odnalezione przez Hiszpanów, ale wiadomo, że dotarli bardzo blisko, bo u podnóża Machu Picchu znaleziono kości konia z tego okresu. Inkowie w czasach Machu Picchu nie używali koni, bo te do Peru sprowadzone zostały dopiero przez Hiszpanów podczas tzw. wymiany kolumbijskiej – okresu po dotarciu przez Europejczyków do Ameryki, gdy towary z dwóch do tej pory odrębnych światów zaczęły się mieszać. Do Ameryki przybyły wtedy kojarzące się dzisiaj z tym kontynentem cytrusy, kokosy, kawa, mango, czy właśnie, będące przecież symbolem Dzikiego Zachodu, konie. W przeciwną stronę zawędrowało wiele produktów, które dzisiaj są powszechne, a przed odkryciem Ameryki nie były znane w Europie (np. ziemniaki, pomidory, dynie, cukinie, kukurydza, żurawina, tytoń, indyki, świnki morskie). Także wanilia, która dzisiaj kojarzy się głównie z Madagaskarem, czy orzechy nerkowca, kojarzące się z Indiami, dotarły tam w czasach wymiany kolumbijskiej, a oryginalnie pochodzą z Ameryki.
W latach świetności w Machu Picchu mieszkało zaledwie 750 osób, z czego większość pracowała jako służba. Na mięso i skóry hodowali lamy i alpaki (przed wymianą kolumbijską w Ameryce nie znano domowych kur, bydła czy świń), uprawiali kukurydzę i ziemniaki (które znali długo przed Europejczykami).
Po opuszczeniu przez Inków Machu Picchu nie pozostawało w ukryciu. Wiedzieli o nim przez pokolenia okoliczni mieszkańcy, jego lokalizacja był oznaczona na kilku mapach, a gdy do Machu Picchu dotarł Hiram Bingham III, w ruinach mieszkała nawet jedna rodzina. Mimo to, Hiram Bingham III jest powszechnie uważany za tego, kto w 1911 odkrył i spopularyzował Machu Picchu. Bingham nie dotarł jednak do miasta samodzielnie, lecz został doprowadzony przez farmera Melchora Arteagę, który mieszkał w okolicy i również wiedział o istnieniu ruin w dżungli.
Gdy Machu Picchu robi się naprawdę zatłoczone, znajdujemy sobie odosobnione miejsce z pięknym widokiem i zostajemy w nim na parę godzin. Jemy, czytamy, gapimy się na widoki i wczuwamy się w klimat historycznego inkaskiego miasta.
Ostatnie dwie godziny przed zamknięciem robią się spokojniejsze, a o zachodzie słońca znów jesteśmy już prawie sami. Idziemy do oddalonej kawałek od głównego kompleksu Puerta del Sol – Bramy Słońca. Tutaj zaczyna się Camino Inca – pochodząca z czasów Imperium Inków trasa pielgrzymkowa do Machu Picchu. Takich dróg było w całym imperium znacznie więcej, bo aż 40 tysięcy kilometrów. Co mniej więcej dzień drogi rozlokowane były tambo – schronienia dla poróżująych. Niektóre tambo było skromnymi chatami z miejscem do spania i gotowania, inne były praktycznie małymi miastami. Sieć dróg oraz tambo służyła do transportu towarów (głównie na grzbietach lam), przemieszczania wojsk (tak rozbudowana sieć dróg powodowała, że wojska mogły sprawnie się przemieszczać, dzięki czemu można było utrzymywać mniejszą armię) oraz do komunikacji (wiadomości przekazywali specjalni biegacze zwani chasquis, którzy pokonywali swoje odcinki na zasadzie sztafety – było to na tyle efektywne, że przekazanie wiadomości na dystans ponad 2 tysięcy kilometrów z Quito do Cuzco zajmowało zaledwie 6 dni).
Imperium Inków rozciągało się przed przybyciem Hiszpanów na powierzchni 2 mln km2, czyli ponad 6-krotnie większej niż dzisiejsza powierzchnia Polski. Obejmowało tereny obecnego Peru, Ekwadoru oraz częściowo Boliwii, Chile, Kolumbii i Argentyny. Nazwa „Inca” w keczua (języku Inków) oznacza „władca” i odnosiła się do klasy rządzącej, której liczebność wynosiła 15-40 tysięcy spośród 10-12 milionów wszystkich mieszkańców imperium. Hiszpanie przyjęli jednak tę nazwę do określania wszystkich mieszkańców odkrytego państwa. Państwo Inków składało się z czterech regionów, na czele których stali kurakowie. Po śmierci kuraki, nowym zarządcą zostawał jego najstarszy syn, który wcześniej przechodził solidną edukację w stolicy państwa – Cuzco. Obecność synów wszystkich czterech kuraków w stolicy była też formą zabezpieczenia – kurakowie nie odważyliby się na żadne nieposłuszeństwo wiedząc, że władca ma pod ręką ich synów. Państwem Inków władał Sapa Inca, uważany za syna słońca.
Inwazja Hiszpanów na Imperium Inków rozpoczęła się w kwietniu 1531, kiedy to siły Francisco Pizarro w sile 168 żołnierzy, 1 armata i 27 koni stoczyły pierwszą, zwycięską bitwę z wojskami Inków pod Puna. Imperium Inków było wtedy osłabione wojną domową oraz epidemiami chorób przywiezionych przez Europejczyków, ale i tak posiadało armię złożoną z około 100 tysięcy ludzi. Przewaga techniczna i strategiczna była jednak po stronie konkwistadorów, pomogły również sojusze z plemionami podbitymi przez Inków. W listopadzie 1532 roku Pizarro ze swoimi ludźmi udał się do Cajamarca, gdzie władca Inków Atahualpa świętował właśnie zwycięstwo nad swoim bratem w wojnie domowej. W czasie negocjacji z Atahualpą, ludzie Pizarro podstępem zaatakowali jego 6000 nieuzbrojonych ludzi, a samego Atahualpę pojmali, by kilka miesięcy później go zabić. W 1533 roku zajęli już Cuzco, a stolica Państwa Inków została przeniesiona do Vilcabamby, która broniła się jeszcze przez 40 lat, by ostatecznie upaść w 1572 roku. Ruiny Vilcabamby pozostawały potem zaginione przez kilkaset lat, a Bingham odkrywając Machu Picchu myślał, że odkrył właśnie Vilcabambę. Dopiero w 1964 roku pojawiły się głosy, że to nie Machu Picchu było Vilcabambą, a odkryte również przez Binghama w 1911 roku Espiritu Pampa. Kluczowych dowodów w tej sprawie dostarczyła w 1976 roku wyprawa Tony’ego Halika i Elżbiety Dzikowskiej.
Brama Machu Picchu zamyka się o 17:30, więc po całym dniu spędzonym w tym magicznym miejscu, musimy się wynosić. W Aguas Calientes znów gotujemy obiad na palniku i znów śpimy na campingu, a po śniadaniu niespiesznie ruszamy piechotą z powrotem do Hidroelectrica. Poza wężem przebiegającym (czy co tam robią węże) przez ścieżkę, trekking przebiega bez przeszkód. Z Hidroelectrica nie wracamy jeszcze do Cuzco, tylko wysiadamy w Ollantaytambo. Tam zwiedzamy magazyny Inków zwane w keczua „qullqa”. Qullqa były budowane przy każdym tambo, a więc w odległości nie większej niż dzień drogi od siebie. Służyły do przechowywania żywności i innych dóbr, głównie na potrzeby przemieszczającej się armii. To odróżniało armię Inków od armii innych państw z tego okresu, które przemieszczając się utrzymywały się przede wszystkim z plądrowania i konfiskowania, co miało negatywny wpływ na lokalne społeczności. Zapasy zgromadzone w qullqach były również dystrybuowane poddanym w sytuacjach kryzysowych. Tak duża liczba qullqa była istotna także dlatego, że Inkowie nie prowadzili transportu rzecznego, nie znali pojazdów kołowych, i nie mieli dużych zwierząt jucznych (przed wymianą kolumbijską największymi były lamy), więc byli zmuszeni do przechowywania towarów na miejscu. Qullqa zazwyczaj były budowane na zboczach, co zapewniało dobre odwodnienie oraz wentylację przy wykorzystaniu wiatru. Dzisiaj qullqa w Ollantaytambo są już w kiepskim stanie i nas nie porywają, ale z ich wysokości rozpościera się bardzo dobry widok na całe 600-letnie miasto.
Po krótkim postoju w Salineras de Maras, pod wieczór docieramy ponownie do Cuzco. Zatrzymujemy się w tym samym hostelu, co kilka dni temu. Chodzimy starymi inkaskimi ulicami, obserwujemy życie jego inkaskich mieszkańców oraz pochodzących z różnych części świata artesanos. Ci ostatni żyją ze sprzedaży własnoręcznie robionej biżuterii, a gdy tylko uda im się odłożyć parę soli, przemieszczają się w inne miejsce kraju, czy nawet kontynentu. W ten sposób potrafią podróżować latami (jak choćby Dominika, którą poznaliśmy w La Paz).
Idziemy na free walking tour, który, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, jest bardzo ciekawy. Dowiadujemy się, ze Cuzco leży na 3400 m n.p.m. i zostało założone około 1100 roku przez lud Killke, jeszcze przed przybyciem Inków. Inkowie zajęli miasto w XIII wieku i do 1532, kiedy to zostało zdobyte przez Hiszpanów, uznawali je za swoją stolicę. Cuzco prawie w 100% zamieszkiwane jest przez ludność indiańską (głównie Quechua) lub metyską (tj. pochodzenia mieszanego indiańsko-europejskiego). Znaczna część mieszkańców Cuzco, szczególnie kobiet, na codzień ubiera się w tradycyjne indiańskie stroje. Mężczyźni częściej ubierają się po europejsku, bo historycznie to mężczyźni częściej opuszczali wioski i jechali do miasta w poszukiwaniu pracy, gdzie zmieniali ubrania na, jak im się wydawało, bardziej nowoczesne.
Cuzco zostało podobno zbudowane na planie pumy, świętego zwierzęcia Inków. Jest to często zaznaczane na planach maista i zdjęciach z lotu ptaka, choć nam wydaje się to trochę naciągane. W trakcie wycieczki wchodzimy też do Archikatedry w Cuzco, gdzie wisi obraz „Ostatnia Wieczerza” Marcosa Zapaty, na którym 12 apostołów siedzi przy stole nad… pieczoną świnką morską. Świnki morskie jedzono chętnie zarówno w XVI-wiecznym Państwie Inków, jak w dzisiejszym Peru.
Rozbudowując Cuzco, Hiszpanie często wykorzystywali inkaskie fundamenty, na których dobudowywali swoje ściany. Inkaska część murów zwyczaj była pochylona lekko do wewnątrz budynków, co pozwalało ścianom wzajemnie się podpierać w przypadku trzęsienia ziemi (jest to region aktywny sejsmicznie, a ostatnie duże trzęsienie w 1950 roku zniszczyło 1/3 zabudowań miasta), natomiast hiszpańska była już budowana pionowo. Nie tylko budynki świeckie, ale także kościoły budowane przez Hiszpanów stawiano w miejscach inkaskich świątyń. Miało to na celu zarówno zniszczenie wcześniejszych wierzeń, jak i ułatwienie przestawienia się na nową wiarę.
Po długich godzinach spacerów w Cuzco, zwiedziliśmy miasto wzdłuż i wszerz i dowiedzieliśmy się sporo o kulturze i historii Inków. A zatem, czas ruszać dalej – następy przystanek: Lima!- Aguas Calientes
- Ampato
- Andyjski pas wulkaniczny
- Arequipa
- artesanos
- Atahualpa
- Białe Miasto
- Brama Słońca
- Cajamarca
- Camino Inca
- Centralna strefa wulkaniczna
- Chachani
- chasquis
- chicha
- Cuzco
- CVZ
- El Misti
- Elżbieta Dzikowska
- Espiritu Pampa
- Francisco Pizarro
- Free walking tour
- Hiram Bingham III
- Imperium Inków
- Inkowie
- Juanita
- jugo de rana
- Killke
- La Ciudad Blanca
- Machu Picchu
- Marcos Zapata
- Ollantaytambo
- Państwo Inków
- Picchu Picchu
- Plaza de Armas
- Puerta del Sol
- Quechua
- qullqa
- Salineras de Maras
- sok z żaby
- tambo
- Tony Halik
- Vilcabamba
- wymiana kolumbijska