Podróż 1 - Dookoła świata Indie
U stóp Kanczendzongi
Razem z nami na pociąg do Siliguri w Zachodnim Bengalu czeka na peronie dworca w Varanasi tłum ludzi. Spodziewamy się, że będzie ciasno, ale to, co dzieje się, gdy przyjeżdża opóźniony o dwie godziny pociąg, przechodzi nasze wszelkie wyobrażeni. Już wjeżdżając na stację, wagony wypełnione są po brzegi ludźmi, a ci, którzy czekają na peronie, zmieniają się w bydło. Pchają się do środka nie zważając na nic, wchodzą drzwiami i oknami, depczą się wzajemnie i walczą o każdy skrawek podłogi. Nam udaje się znaleźć wystarczająco dużo miejsca, żeby stać w trójkę na łączeniu dwóch wagonów, ale jest zbyt ciasno, żeby choćby usiąść na podłodze. Przed nami jeszcze 18 godzin jazdy, więc próbujemy przepychać się przez tłum w poszukiwaniu lepszych miejsc. Pół godziny i kilka wagonów później, każdy z nas znajduje sobie w końcu kawałek podłogi, a po jakimś czasie udaje nam się nawet zasnąć.
Po dwóch godzinach zaskakuje nas woda. Na podłodze jej poziom sięga jakiś 10 centymetrów i wciąż się podnosi, a zapach wskazuje, że pochodzi z pociągowej toalety. Zanim się przebudzamy, my i nasze plecaki jesteśmy już mokrzy. Cała rzecz dzieje się na stacji, więc zaspani wychodzimy z bagażami na peron, żeby się sprawnie przeorganizować, ale gdy chcemy wsiąść z powrotem, nie ma już dla nas miejsca. Pociąg jest tak wypchany, że nikt się już nie zmieści, a przy każdych drzwiach wisi od zewnątrz kilka osób, które nie mogą wepchać się do środka. Zostajemy zatem przemoknięci i śmierdzący na peronie, patrząc jak nasz pociąg odjeżdża wypełniony i obwieszony ludźmi. Na szczęście, następny jest już za cztery godziny. Czekamy na peronie pełnym śmieci, brudu, bezdomnych i żebraków, a jedyną rozrywką jest czekająca na pociąg grupka sikhów, ubranych w swoje tradycyjne stroje – kolorowe szaty i turbany. Poza tym każdy z nich ma obowiązkowy kirpan (zakrzywiony jednosieczny miecz) przy pasie i długą brodę – religia zabrania sikhom zarówno golenia się, jak i strzyżenia włosów. Mało znany w Polsce sikhizm jest szóstą największą religią na świecie z 25-30 milionami wyznawców, z których około 75% żyje w stanie Pandżab w północno-zachodnich Indiach.
Pociąg, który przyjeżdża ostatecznie po 6 godzinach, wypchany jest nie mniej niż poprzedni, ale przynajmniej udaje nam się wsiąść. Siedzimy na podłodze rozrzuceni po całym pociągu, miejsca nie są zbyt wygodne, ale mogło być gorzej.
W połowie drogi zaskakują nas transwestyci. Mają taki zwyczaj, że przechodzą po pociągu klaszcząc kilkakrotnie wybranym mężczyznom przed twarzą. Należy im wtedy wręczyć kilka rupii, w przeciwnym razie mogą przejść do bardziej brutalnych metod. Na przykład podwinąć spódnicę i zaprezentować, co mają między nogami, tak, jak to zrobił jeden z nich przed Tomkiem. Uprzedzając pytania – nie wiem, co mają między nogami, Tomek twierdzi, że nie patrzył, ale kto go tam wie Mogą też złapać ofiarę za jaja, jak to zrobił z Tomkiem następny. I znów uprzedzając pytania – nie wiem dlaczego wybrali akurat Tomka
W Siliguri przesiadamy się na sumo do Darjeeling. Sumo to bardzo popularny w północno-wschodnich Indiach, do których właśnie wjechaliśmy, środek transportu. Jest to jeep zabierający najczęściej dziesięciu pasażerów i kierowcę oraz bagaże na dach. Dojeżdża w miejsca, w które pociąg ani tradycyjny autobus nie dotrą, ale naszym zdaniem wpychanie do niego jedenastu osób to lekka przesada.
Do Darjeeling docieramy późnym wieczorem, więc od razu idziemy spać. Następnego dnia pobudkę planujemy chwilę po 4:00, żeby przed świtem dostać się na pobliski Tiger Hill i ze szczytu obserwować wschód słońca na tle Himalajów. Widok jest cudowny – przed nami pnie się do nieba, znajdująca się na granicy nepalsko-indyjskiej, Kanchendzonga (8586 m n.p.m.), która, zanim technika umożliwiła dokładne pomiary, uznawana była za najwyższą górę świata. Kanczendzonga jest dla okolicznych mieszkańców świętą górą, więc przez szcunek dla nich, wszystkie zdobywające ją wyprawy zatrzymują się kilka metrów przed szczytem. Swój duży sukces mają tutaj Polacy – w 1986 roku pierwszego zimowego wejścia dokonali Krzysztof Wielicki i Jerzy Kukuczka (jednak podczas wyprawy zginął Andzej Czok). Sześć lat później na Kanczendzondze zginęła także jedna z najwybitniejszych himalaistek świata – Wanda Rutkiewicz.
Trochę dalej widać trzy nepalskie ośmiotysięczniki: Lhotse (8516 m n.p.m.; pierwszego zimowego oraz pierwszego smotnego wejścia dokonał w 1988 Krzyszof Wieicki, a w 1989 na południowej ścianie zginął Jerzy Kukuczka), Makalu (8481 m n.p.m.) oraz najwyższą górę świata – Mount Everest (8848 m n.p.m.).
Wracając z Tiger Hill, zatrzymujemy się jeszcze w znajdującym się po drodze tybetańskim klasztorze. W Darjeeling mieszka duża społeczność uchodźców z Tybetu, ale także sporo Gurkhów (najliczniejsza społeczność), Szerpów, Newarów, Bhutańczyków, Bengalczyków oraz kilkanaści innych narodowości. Tak jak w całych półnono-wschodnich Indiach, niewielu jest za to Hindusów. Chyba dzięki temu jest tu tak czysto – mieszkające tu nacje (w przeciwieństwie do Hindusów) dbają o swoje otoczenie. Po śniadaniu (udaje nam się kupić chleb tostowy, żółty ser z mleka jaków i pomidory, więc po ponad dwóch miesiącach jemy w końcu europejskie śniadanie!) idziemy do lokalnego zoo. Trzymane są tam zwierzęta występujące w naturze w najbliższej okolicy, m. in. czerwone pandy, tygrysy, lamparty, papugi i niedźwiedzie. Przy samym zoo znajduje się też Instytut Himalaizmu, którego szefem był przez długi czas Szerpa Tenzing Norgay – pierwszy (razem z Edmundem Hillarym) zdobywca Mount Everest. Norgay przez większość swojego życia mieszkał w Darjeeling, tutaj też został pochowany. A przed muzeum himalaizmu należącym do Instytutu znajduje się jego pomnik. Muzeum oczywiście też odwiedzamy. Na parterze zobaczyć można, jak ewoluował sprzęt himalaistyczny na przestrzeni lat, dowiedzieć się trochę o historii himalaizmu i pobawić się wielką interaktywną makietą Himalajów od Pakistanu aż po Bhutan. Pierwsze piętro poświęcone jest zdobywaniu Mount Everest – przedstawione są drogi, historie wypraw i sporo zdjęć. Szkoda tylko, że na całym piętrze nie wspomniano o Leszku Cichym i Krzysztofie Wielickim, którzy jako pierwsi zdobyli Everest (i w ogóle jakikolwiek ośmiotysięcznik) zimą.
Darjeeling znane jest też ze swojej kolejki wąskotorowej z 1881 roku oraz plantacji znanej herbaty Darjeeling. My jednak nie mamy czasu na przejażdżkę ani zwiedzanie plantacji – wieczorem wracamy już do Siliguri, żeby stamtąd przemieszczać się powoli na wschód w stronę granicy z Birmą…
Dośka
Uwielbiam czytać relacje z Waszych podróży pozdrowienia z Wro!
anto
Maciek! jeść nie zapomnij bo trochę nikniesz.. ;p
Maciek
Staram sie, staram, ale nie jest łatwo – już 10 kg mnie zniknęło